sobota, 18 kwietnia 2020

"Pierwszy człowiek na codziennych gruzach" - opowiadanie cz.3


 
opowiadanie o bezradnosci człowieka i motyw ludzi marionetek
Pierwszy człowiek na codziennych gruzach

Pierwszy człowiek na codziennych gruzach  - Ewa Weremko



Hejka, mój drogi Czytelniku!

Zapraszam Cię w podróż, w którą zaprowadzi Cię zakończenie "Pierwszego człowieka na codziennych gruzach". 

A jeśli nie pamiętasz, co wydarzyło się wcześniej, zerknij do pierwszej oraz do drugiej części opowiadania.




Pierwszy człowiek na codziennych gruzach

Ewa Weremko

 

Musiałem jednak iść, nie zważając na kiełkujące osamotnienie i odrzucenie. Chciałem dotrzeć do Człowieka, potrzebowałem odrobiny nadziei. Stanąłem na wprost zarośniętej ścieżki, jeszcze brudniejszej niż smar fabryk. Po tych wszystkich powierzchownie czystych sferach zaśmiałem się z obawą, co będzie na jej końcu. Czy mogłem ujrzeć jeszcze więcej zepsucia? Ostre chwasty wbijały się w moje nogi. Walczyłem z bólem i zmęczeniem. Żaden etap wędrówki nie wymagał ode mnie poświęcenia, dopiero ten. Ścieżka była wąska, długa i wyboista. Na samym końcu wionęła jednak nieprzeparta pustka. Spodziewałem się napotkać na kolejny mur, ale tutaj leżało kilka wypalonych drew, z których jeszcze wydobywał się żar i zapach spalenizny. Na horyzoncie świeciło słońce. Na ziemi zieleniła się podeptana trawa. Podeptana trawa… ślady.
Wahałem się, czy iść dalej. Bałem się tego, co mogłem ujrzeć. Może kawałek prawdy, może to, czego szukałem. Z oddali dobiegały szmery. Albo zbyt mocno chciałem je usłyszeć. Pomimo wątpliwości podążałem za wypalonymi ogniskami, walącymi się drzewami i upadającymi mocarstwami. Podążałem za otwierającymi się bramami, krzyczącymi tłumami, które napierały z każdej strony, nie wiedząc, co czynić, kiedy kurtyna opadła, a przedstawienie się skończyło i zaczęło życie. Podążałem za postaciami dzierżącymi w rękach przestarzałe stroje i za pogrążonymi w chaosie istotami, które po raz pierwszy zmieszały się w jeden, wielki tłum, by rozproszyć się w stronę wybraną przez siebie. Lecz tłum rozlał się, jeszcze bardziej trując przestrzeń. Podążałem za żądającym zmiany głosem serca. Ale świata nie mogłem zmienić, nie tak szybko, tak samo jak nie potrafiłem odnaleźć Człowieka mimo potęgujących się kroków.
Nie potrafiłem, choć już nigdy nie trwałem w ciszy. A oni nie potrafili żyć bez kajdan oczekiwań i iluzji. Zrywałem je na siłę, na siłę próbując uczynić z nich ludzi. Lecz wciąż nie stawali się ludźmi, nieważne ilu prób bym nie podjął.
Starałem się. Naprawdę się starałem.
Mimo to z każdej strony, nieważne czy otaczały mnie postaci czy tylko myśli, dobiegał mnie głośny, ironiczny śmiech. Co z moich starań, skoro byłem kolejną marionetką?


Co z moich starań? Co z Twoich starań? Może czasem też się zastanawiasz.

Po co te wszystkie działania, skoro nasz wpływ na rzeczywistość jest ograniczony?

Po co ten świat, w którym żyjemy?
Po co?
Po...?


Chyba czasem tak jest, że idziemy, bo chcemy dokądś dojść, a gdy w końcu docieramy - wnioski, do których doszliśmy, wysysają nam siły do działania.

Ale potem znowu idziemy, bo gdyby nie ta wędrówka... gdyby nie ona i być może jakaś złudna nadzieja... cóż by nam zostało?

Mi teraz zostaje zachęcenie Cię do kolejnych spotkań na Instagramie To nie ja pisze i na blogu.

Do przeczytania!
(to nie ja...😉) - Ewa


 
Czytaj dalej »

czwartek, 16 kwietnia 2020

"Pierwszy człowiek na codziennych gruzach" - opowiadanie cz.2

To nie ja pisze, opowiadanie o człowieku
Pierwszy człowiek na codziennych gruzach

Pierwszy człowiek na codziennych gruzach - Ewa Weremko

Hejka, mój drogi Czytelniku!

 

Dzisiaj kolejna część opowiadania. Jeśli nie przeczytałeś wcześniejszej, nic nie szkodzi - tutaj przeczytasz pierwszą część "Pierwszego człowieka na codziennych gruzach".

Kim stał się nasz bohater? Czy jest w stanie uwolnić się od tego, co go ogranicza?

Tego wszystkiego dowiesz się, czytając dalej.

 

Miłej podróży!



Pierwszy człowiek na codziennych gruzach 

Ewa Weremko



Postanowiłem odejść. Dusiłem się w tłumie, nie mając niczego, co trzymałoby mnie przy trwaniu w zaraźliwym marazmie. Byliśmy marionetkami sterowanymi przez wszechobecny smutek, który zakiełkował w nas niezależnie od charakterów.
Nie pożegnałem się. Nie miałem z kim. Pewnej nocy, słysząc jęk wiatru i wzdychania chłopców, wyszedłem na dwór. Nikt mnie nie zatrzymywał. Niosłem w ręce kawałek chleba. Nie miałem nic oprócz poczucia, że nie mogę dłużej czekać i muszę zmagać się sam ze sobą, bo bez krzty woli walki nie byłem niczym więcej niż pusta, nieczuła skorupa, w którą ktoś może wlać jakiegokolwiek płynu, by uczynić ją swoim narzędziem o twarzy obcego.
Doszedłem do ogrodzenia. Omijaliśmy je szerokim łukiem, tkwiąc w przekonaniu, że to granica pomiędzy naszym światem a końcem. W naszych głowach zaprogramowana była ta myśl: nie podchodź, nie poszukuj, trwaj jak inni, nie dosięgaj szczytów, nie dostaniesz nic więcej, nie ma innych miejsc, istnieje tylko to, co widzisz.
Nie chcieliśmy wyjść. Po co, jeśli dorastaliśmy z poczuciem, że jesteśmy tylko tłumem niezdolnym do przemiany w Człowieka?
Dotknąłem ogrodzenia, chcąc powalić je samą myślą. To wystarczyło. Otworzyłem oczy. Mury rozpadły się pod moją ręką, ale tylko dla mnie. Nie mogłem zniszczyć ich doszczętnie – istniały w myślach każdego z brudnych chłopców spoglądających nie dalej niż na własne dłonie. To mogłoby wystarczyć, gdyby użyli ich do pracy.
Po raz pierwszy usłyszałem słowo wolność śpiewane przez wiatr.
Szedłem przez wiele dni i nocy. Już nie tylko z chlebem, lecz z tańczącymi myślami. Bez Człowieka. Przebijałem się przez morze piasku, trawy, wysokich drzew, pól porośniętych zbożem. Dotarłem do chwiejnego płotu, który upadł pod naporem wzroku. Szedłem dalej, by ujrzeć ogromną scenę, przy której tłoczyli się bohaterowie własnych przedstawień, czekając na swoją kolej, by na chwilę wejść na środek i wyróżnić się kontrowersyjnym strojem, jaskrawymi malunkami na twarzy oraz niezrozumiałym krzykiem. Schodzili z niej z płaczem, wyciągali ręce po więcej, jakby mieli niewystarczająco dużo czasu na pokazanie się, a czasu na grę zawsze była odpowiednia ilość (nie wykorzystaliby nawet miliona lat).  Przewracali rekwizyty w dłoniach, wciąż skupiając się na sobie, a właściwie na graniu siebie. Rozpacz brzmiała w stapiających się krzykach. Niektórzy przywdziewali maski, wyglądając coraz śmieszniej i sztuczniej. Jednak bez masek pozostawały twarze bez wyrazu, nagie twarze. Patrzenie na nie wiązało się z bólem.
Gdy odszedłem, ma mej drodze pojawiła się granica kolejnej krainy. Nie potrafiłem jej przekroczyć. Nieskazitelnie czysty chłopak wpatrywał się we mnie ze śmiechem i pogardą malującą się na twarzy. Odsunąłem się. Za wysokim murem rysował się świat pełen ubranych w biel stworzeń, starszych i młodszych, z włosami długimi i krótkimi. Podobni nam – chłopcom – byli tylko nieliczni. Postaci przechadzały się w jedną i drugą stronę. Spacerowały samotnie. Nie pracowały, nie rozmawiały. Tylko od czasu do czasu klaskały w dłonie, a wtedy pojawiało się małe zwierzątko. Jeden z mieszkańców, krzycząc cienkim głosem, zdawało się, że dla rozrywki, kopnął je zamaszystym ruchem, aż pokryło się brunatno-czerwoną krwią.
A potem były szklane pudełka. Setki topornych budynków z przezroczystymi ścianami. Marionetki – każda w oddzielnym, szarym pomieszczeniu – leżały na miękkich kocach, wstawały o tych samych porach, by nieprzytomnie wpatrywać się w świecące prostokąty, które w nocy były czarnymi prostokątami: największy na ścianie, mniejsze w dłoniach, wyjmowane z kieszeni spodni czy na nadgarstkach.
Widziałem wiele. Przesuwające się jak cienie na płótnie postacie, niemające nic do powiedzenia, niewyraźne, zbyt do siebie podobne. Sami dorośli. Żadnej rozmowy. Żadnej czułości. Niczego, co chciałbym znaleźć. Żaden ze światów się ze sobą nie łączył. Nie rozumiałem, gdzie trafiali ci wszyscy chłopcy z mojego budynku, kiedy już wyrośli. Nie rozumiałem, kto lub co rządziło tymi jakże różnymi krainami i dlaczego na twarzach nie gościł uśmiech, a tyle gry pozorów.
Aż w końcu zobaczyłem kolejne sceny. Ogromne maszyny wydawały ogłuszające dźwięki i kotłowały szary dym, przez który ledwo widoczne były tłoczące się jak mrówki postaci. Podszedłem bliżej, by ujrzeć kreaturę bez włosów, z bezkształtną sylwetką, umazaną czarnym smarem. Bałem się mówić, jednak zdobyłem się na odwagę.
- Ja… szukam czegoś. Potrzebuję... Proszę mi powiedzieć…
Postać odwróciła się. Jej twarz była pusta, bez oczu i ust, pokryta szarym metalem. Sztuczna. Nie mówiła. Z migającego guzika docierał ostry pisk, jakby przeganiający mnie z tego świata. Wszechobecne, mechaniczne postaci poruszały się szybko. Hałas i brud mniej raziły moje oczy niż tamta nieprawdopodobna biel poruszających się z wolna kukiełek. Pomyślałem, że  w całej sztuczności świata, jedynie ten chaos był szczery, bo przynajmniej nie udawany, nie stworzony odgórnie, nie silący się na niewinność. Cóż mogłem wiedzieć? Łudziłem się tylko, ale i tak wszelka nadzieja zgasła, tak jak szanse i sens poszukiwań. Nie miałem prawdziwego, stałego domu, musiałem więc wędrować, upatrując celu we wpatrywaniu się w różnorodność istniejących krain. Po co ktoś je stworzył? Po co mierny reżyser nadzorował setki, tysiące czy miliony jednocześnie odbywających się spektakli, w których nie było głównej roli, nawet jeśli ktoś o nią zabiegał? Każda tak samo trzeciorzędna, tak samo epizodyczna, tak samo niepotrzebna.
Minął niemierzalny czas od momentu, gdy wyszedłem z budynku, w którym urodziła się ma świadomość. Na żadnej z dróg nie znalazłem Homo Sapiens – wymarłego gatunku. Wątpiłem we wspomnienia, które usilnie napierały, mówiąc, że to na Człowieku niegdyś opierał się świat. Dotarłem do setek krain, a wszędzie napotykałem na puste skorupy opakowane w różnobarwne papierki. Skorupy, które mogły jedynie przeglądać się w lustrach. Każda kraina była odrębna, jakby nie wiedziała o istnieniu innych. Każda zamykała się, tworząc kolejne granice. Każda wydawała się wyjątkowa, ale było to tylko odgrywanie raz za razem tego samego spektaklu, lecz w innych kostiumach.


W kolejnej części dowiesz się, jak zakończyła się ta historia. I czy bohater znalazł to, czego szukał.
Czy możliwe jest dotarcie do Człowieka?

Jeśli jesteś ciekaw, zajrzyj do trzeciej części opowiadania oraz na Instagrama.


Do przeczytania!
(to nie ja...) - Ewa 😃

Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia